VII Katecheza Fatimska„NIECH WSZYSCY NOSZĄCY SZKAPLERZ WIDZĄ W NIM OZNAKĘ POŚWIĘCENIA SIĘ NIEPOKALANEMU SERCU MARYI”

św. Jan Paweł II

Kiedy podczas upalnego lata usłyszymy słowo: karmel, prawdopodobnie pomyślimy najpierw o lodach, albo o jakiejś polewie do deserów o smaku palonego cukru. Na kartach Pisma Świętego, Karmel to nazwa pewnej góry w Ziemi Świętej, na pograniczu Samarii i Galilei. Już od starożytności słynęła z niezwykłego piękna, z niej roztaczał się niesamowity widok na Morze Śródziemne. Bliskość morza zapewniająca duże ilości opadów, obecność źródeł i sezonowych strumieni sprawiała, że nawet gdy okoliczne krainy wysychały z powodu doskwierających suszy, to pasmo górskie cieszyło oko bogactwem roślinności: bujnych drzew, zielonych krzewów i kwitnących kwiatów.

Z pewnością dlatego na kartach Starego Testamentu, Karmel uznawany jest za symbol piękna. W IX w. przed Chrystusem na tej górze Eliasz, prorok jak ogień, bronił wiary w jedynego i prawdziwego Boga. Wyproszony przez niego znak z nieba, skutecznie odwrócił serca Izraelitów od obcych kultów i doprowadził do unicestwienia 450 proroków bożka Baala. Po tym wydarzeniu, w jednej z grot na zachodnim zboczu góry, Eliasz ukrywał się przed gniewem królowej. Potem osiedlili się tam pustelnicy, którzy w samotności, na modlitwie szukali obecności Boga. Nazywano ich Braćmi Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel.

W XIII w. zakonnicy ratując swe życie, opuścili Ziemię Świętą w obawie przed inwazją islamu. Dotarli do Europy, ale ich przyjęcie było raczej chłodne. Karmelici wykorzenieni ze swego środowiska i pustelniczego sposobu życia, znaleźli się w zupełnie nowych warunkach życiowych pod względem klimatycznym, etnicznym i kulturowym. W tym czasie dynamicznie się rozwijały i cieszyły już dużą popularnością zakony franciszkanów i dominikanów, które z przesłaniem Ewangelii wychodziły do prostego ludu. Duchowni i świeccy nie dostrzegali potrzeby istnienia nowego zakonu, który mocno izolował się od wiernych. Uważano się ich za intruzów, utrudniano budowę klasztorów a nawet zabraniano odprawiania Mszy św. Funkcjonował mocny zarzut, że papież zatwierdził ich regułę tylko dla eremitów na Górze Karmel, a ponieważ w Europie musieli zmienić styl życia, papieskie zatwierdzenie przestało obowiązywać. Sytuacja z czasem stała się coraz bardziej beznadziejna. Wspomniane okoliczności sprawiły, że liczba karmelitów zaczęła gwałtownie spadać, a zakonowi po prostu groziło wymarcie. Zrozpaczony generał zakonu, św. Szymon Stock, w nocy z 15 na 16 lipca żarliwie modlił się do Matki Bożej słowami pięknej antyfony, nawiązującej do widoków Palestyny: Kwiecie Karmelu, Wonna winnico, Ozdobo niebios, Matko – Dziewico, o Najwspanialsza! Matko łagodna, czysta i wierna, Dzieciom Karmelu bądź miłosierna, o Gwiazdo Morza! Maryja usłyszała przepełnioną bólem prośbę o ocalenie. Na wołanie odpowiedziała jeszcze większą łaską. Ukazując się Szymonowi powiedziała: przyjmij najmilszy synu szkaplerz twojego zakonu, znak Mojej szczególnej łaski dla ciebie i wszystkich karmelitów. Oto znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania. Kto umrze przyodziany szkaplerzem nie zazna ognia piekielnego. Do tej szczególnej obietnicy został dołączony tzw. przywilej sobotni: Ja, Matka w pierwszą sobotę po ich śmierci, wyzwolę ich z czyśćca i zawiodę na świętą górę życia wiecznego. Kościół wielokrotnie zatwierdzał przywileje szkaplerza i popierał to nabożeństwo. Na pamiątkę objawienia, 16 lipca ustanowiono święto NMP z Góry Karmel. Siedmiu papieży potwierdzało wszystkie łaski i przywileje zakonu karmelitańskiego, przyczyniając się do jego dalszego rozwoju i pogłębienia nabożeństwa. Od XIII w. rozpoczął się dynamiczny i masowy rozwój bractw szkaplerznych. Wiernych pragnących żyć duchowością karmelitańską było tak wielu, że obok różańca szkaplerz stał się najpopularniejszym nabożeństwem maryjnym. Wiele w tym zasługi naszego rodaka, św. Jana Pawła II, który lubił powtarzać stare polskie przysłowie: szkaplerz noś, na różańcu proś.

Karol Wojtyła przyjął szkaplerz krótko po śmierci swojej mamy, w wieku 10 lat, w wadowickim klasztorze karmelitów na Górce. Wspominał w swojej autobiograficznej książce, że to nabożeństwo kształtowało jego pobożność maryjną jako chłopca, a później młodzieńca i gimnazjalisty, aż do egzaminu dojrzałości. Jego koledzy zauważyli, że jako młody chłopak podczas zajęć gimnastyki, nigdy nie wstydził się tego znaku katolickiej pobożności. Zachowały się fotografie dorosłego Karola Wojtyły, ciężko pracującego w kamieniołomie podczas okupacji lub odpoczywającego w kajaku w okresie wakacji, na których szkaplerz dyskretnie wystaje zza jego koszuli. Jako kapłan, biskup, kardynał i papież nosił zawsze szkaplerz płócienny. Nigdy się z nim nie rozstawał. Po zamachu na jego życie, gdy po raz drugi trafił do kliniki Gemelli w związku z obecnością groźnego cytomegalowirusa, poprawa zdrowia nastąpiła w nocy z 15 na 16 lipca. Gorączka opuściła chorego a zdumieni lekarze stwierdzili, że wirus opuścił organizm razem z nią. Płócienny szkaplerz „słyszał” później ostatnie uderzenia papieskiego serca. Po śmierci Jana Pawła II kardynał Dziwisz zdjął go z jego piersi i przekazał klasztorowi Karmelitów w Wadowicach. Pielgrzymi przybywający do Wadowic na Górkę ze czcią całują relikwiarz, z tym szczególnym znakiem przymierza papieża z Maryją.

- Cieszę się, że mogę podzielić się z wami moim nabożeństwem do MB Szkaplerznej – wspominał biskup Wojtyła. Szkaplerz noszę zawsze a wśród nabożeństw które urzekały mą dziecięcą duszę, najgorliwiej korzystałem z nowenny przed uroczystością NMP z Góry Karmel. Był to czas wakacji, miesiąc lipiec. Dawniej nie wyjeżdżało się na wczasy jak obecnie. Wakacje spędzałem w Wadowicach, więc nigdy nie opuszczałem popołudniowych nabożeństw w czasie nowenny. Czasem trudno się było oderwać od kolegów, wyjść z orzeźwiających fal kochanej rzeki Skawy, ale głos karmelitańskich dzwonów był tak mocny i przenikający do głębi duszy, że szedłem.

- Noście zawsze święty szkaplerz. Ja zawsze mam go na sobie i odniosłem wiele dobra z tego nabożeństwa. Pozostałem mu wierny i stał się on moją siłą… Poprzez szkaplerz czciciele Matki Bożej wyrażają pragnienie kształtowania swojego życia w oparciu o Jej przykład.

Szkaplerz to zewnętrzna część habitu. Dwa kawałki materiału wkładano przez głowę tak, by jedna część opadała na klatkę piersiową a druga na plecy. Początkowo był rodzajem fartucha, chroniącym właściwy habit przed pobrudzeniem podczas pracy. Od czasu wspomnianego objawienia ten kawałek brązowego płótna nabrał nowego, głębokiego, duchowego znaczenia. Stał się symbolem szczególnej obecności Maryi oraz Jej macierzyńskiej opieki. Każda matka troszczy się o ubranie dla swojego dziecka. Dba o to, by było ono czyste i całe. Dziecko potrzebuje także innego ubrania - duchowego - którym jest łaska uświęcająca. Symbolem tej łaski jest biała szata, którą otrzymaliśmy na chrzcie świętym. Jak zauważył Papież Polak: właśnie o to nasze odzienie w sensie duchowym, o odzianie nas łaską Boga i wspomaganie nas, by ta szata była zawsze czysta i biała troszczy się Matka Łaski Bożej, Matka Boża Szkaplerzna.

Szkaplerz nie jest amuletem, jego przyjęcie nie daje automatycznej gwarancji zbawienia, nie zwalnia z wewnętrznego wysiłku nawrócenia. Każdy chrześcijanin z dnia na dzień, powinien się stawać coraz bardziej podobnym do Chrystusa. W tym szczególnym roku po raz kolejny uświadamiamy sobie, że na naszej duchowej drodze do Boga nie jesteśmy sami. Towarzyszy nam Matka - przedziwna pomoc i obrona. Każdy powinien wybrać jakąś szczególnie mu bliską formę pobożności maryjnej, pogłębiać ją i pozostać jej wiernym przez całe swe życie. Może to właśnie do Ciebie skierowane jest dziś zaproszenie Maryi: przyjmij najmilszy synu (córko) szkaplerz, znak Mojej szczególnej łaski dla ciebie. Znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach i przymierze pokoju.